No dobrze, ale zaczynając od początku. W sytuacji, w której obecnie jesteśmy (ujemna korelacja dolca i SP500), inwestując w USA, mamy do czynienia z wygładzoną krzywą przyrostu kapitału (odsyłam do EM numer 9 i mojego w nim artykułu - "Jak zatrudnić ryzyko walutowe") niestety z drugiej strony mamy kłopot z timingiem (przynajmniej jako inwestorzy zarabiający w PLN).
Opisywaną sytuację obrazuje wykres powyżej. W momencie kiedy akcje idą w górę (niebieska krzywa), spada wartość dolara (czerwona krzywa). Oczywiście kiedy na rynku akcji trwa korekta, dolar drożeje. Na wykresie widzicie sin(x) i -sin(x-15st). Przesunięcie wynika stąd, że chcę zaakcentować, że korelacja nie jest 1:(-1). Tak więc większe bezpieczeństwo kapitału okupujemy tym, że sytuacja kiedy jesteśmy w stanie zainwestować nowe środki (PLN) występuje rzadziej, niż sytuacja, kiedy chcemy zainwestować nowe USD. Zakładając, że zamieniamy stopnie na dni, jeżeli inwestujemy w dolcu, to chcemy inwestować wtedy, kiedy akcje są tanie (powiedzmy dzień od 180 do 360). Skoro chcemy jednak zainwestować złocisze, to musimy inwestować w momencie, kiedy zarówno akcje, jak i dolar są tanie (powiedzmy między 160 a 200 dniem oraz 340 a 340 i 20). Tak więc inwestując w dolcu a zarabiając w peelenie zamiast 180 dni mamy na inwestycje zaledwie dni 80.
Ok, ale z drugiej strony mamy sytuację następującą, chcemy kupić kiedy:
- dolar jest tani
- akcje są tanie
Oczywista oczywistość ale... Dzięki opcjom możemy zamienić
największą wadę strategii na jej sporą zaletę. Jak? Ano w prosty sposób. Po
pierwsze zaczynamy myśleć o pozycjach opcyjnych następująco:
- wystawiona przez nas opcja CALL, w momencie wykonania zmusza nas do sprzedaży bazy po strajku
- wystawiona opcja PUT powoduje, że w momencie wykonania kupujemy bazę po strajku
- nie kupujemy opcji (nigdy, never, nunca, nie)
Co może być bazą: zarówno akcje, jak i dolar. A więc, jeżeli
chcemy KUPIĆ akcje, to musimy najpierw kupić dolca, więc wystawiamy DWIE opcje PUT.
Jedną na dolara, a drugą na akcje. Analogicznie, jeżeli chcemy SPRZEDAĆ akcje,
wystawiamy DWIE opcje CALL. Na dolara i oczywiście na akcje. Formalnie w ten
sposób, jeżeli chcemy kupić akcje za 1000 USD, używamy dźwigni x2, pomimo że faktycznie
dźwignia zostaje na poziomie 1:1. Łopatologicznie - jeżeli chcę kupić akcje za
1000 USD, to muszę najpierw kupić 1000 USD za PLN (opcja PUT na USDPLN), a
następnie wydać USD na akcje (opcja PUT na akcje). A więc formalnie w opcjach
mam ekspozycję na 1000 USD na walucie i na drugi 1000 USD na akcjach. Łącznie
wymuszam na sobie na poszczególnych opcjach transakcje na 2000 USD, które faktycznie
będę w stanie obsłużyć jednak posiadając zaledwie 1000 $. Jakie są scenariusze:
- drożeje dolar, drożeją akcje - zebrałem dwie premie, nie robię nic
- tanieje dolar, tanieją akcje - "tracę" na obu opcjach ale ponieważ chciałem kupić dolara i kupić akcje (i to taniej), to właśnie to robię, dodatkowo zbieram obie premie
- tanieje dolar, drożeją akcje - jeżeli nie mam dolarów, to je kupuję (tracę na opcji na USDPLN), kolejny raz wystawiam opcję na akcje, zbieram dwie premie plus trzecią za kolejną opcję PUT na akcje
- drożeje dolar, tanieją akcje - jeżeli mam dolary, kupuję akcje i zbieram darmową premię za dwie opcje, w przeciwnym razie roluję PUTa na akcjach i otwieram nowego na USDPLNie dostaję trzecią premię, licząc że rolowanie jest po kosztach).
Reasumując, dzięki temu, że czekam na wspominane wcześniej
80 dni, zamiast 180 zbieram więcej premii, korzystając wciąż z efektu
"wygładzania" krzywej kapitału (wprost rzecz ujmując zamieniam wadę
systemu [rzadkie okazje inwestycyjne] na jego zaletę). Z drugiej strony kiedy
tracę na opcjach PUT to dzieje się to, czego chcę (kupuję taniego dolca i/lub
tanie akcje). Stąd tytuł - tracę więc kupuję tanio bądź sprzedaję drogo
(chociaż z punktu widzenia rozliczenia instrumentu jakim są opcje, na tych
transakcjach tracę).
To samo dzieje się w drugą stronę. Chcąc sprzedać akcje (drożej niż kupiłem) oczekuję na sytuację drogich akcji i drogiego dolara. Żeby osiągnąć zarówno jedno jak i drugie, wystawiam opcje CALL na dolara i na akcje. Scenariusze są analogiczne jak przy opcjach PUT.
Zobaczmy, więc jak to działa. Zaczynam od PLNów i chcę kupić taniej niż na rynku dolary - wystawiam opcje PUT na USD/PLN i taniej niż na rynku akcje - opcje PUT na akcje. Póki nie zajdzie scenariusz w którym mam dość dolców na zakup akcji, póty roluję jedną lub drugą opcję. Oczywiście dopóki PLN jest tani (dolar drogi) premie zgarniam w złotych akumulując je tak aby móc wkrótce wystawiać pod nie opcje PUT na USDPLN (mając np. 3100 PLN mogę wystawić PUTa na 0.01 lota na USDPLN ze strajkiem 3.10 oraz opcję PUT na 100 akcji po 10$ i wciąż będę miał środki na 100% wartości obu zleceń, a dodatkowo dostanę dwie premie). Z drugiej strony, kiedy już kupię akcje za tanie dolary, zaczynam wystawiać opcje CALL wymuszając w pewnym momencie sprzedaż (droższych) akcji o ile PLN będzie droższy. Dopóki PLN jest w miarę drogi, premie z opcji CALL zgarniam w USD budując bazę pod opcje CALL na USD/PLN (wymuszając potencjalnie sprzedaż drogich dolarów za tańsze PLNy), co z kolei umożliwi mi sprzedaż opcji PUT na USD/PLN aby kupić dolara kiedy PLN się umocni, co z kolei umożliwi mi wystawienie opcji... itd. itp. Dołóżmy do tego, że dokładnie wiem ile się mogę spodziewać dywidendy w konkretnym miesiącu (w końcu to USA, a więc o ile spółka nie plajtuje, to raczej nie tnie dywidendy i co więcej płaci ją co kwartał [zazwyczaj]), a więc na wartość dywidendy mogę wystawić opcję CALL na USD/PLN. Np. jeżeli wiem, że za sierpień dostanę 1000 USD, to mogę sie zobowiązać wymienić je na rynku o ile USDPLN będzie powyżej np. 3.30. Jeżeli dolar będzie tańszy, to cała dywidenda zostaje w dolarze, a ja zgarniam premię (za opcję na 0.01 lota na USDPLN) plus wystawiam kolejnego CALLa, bądź przeznaczam tą dywidendę na wykonanie opcji PUT na jakieś akcje. Zobaczcie, że tu nie ma żadnego dodatkowego ryzyka. Z góry dostaję premię i w razie gdy dolar będzie drogi, to wymieniam dywidendy na PLNy, jak będzie tańszy lub na tym samym poziomie, to po prostu dostaję premię i wystawiam kolejną opcję. Jak dolar zdrożeje wystarczająco i wymienię go na złote, to a konto tych złotych wystawiam opcje PUT aby wymienić je po korzystniejszym kursie z powrotem na dolary, z myślą o tym, że te dolary wykorzystam na nabycie tańszych akcji itd. itp.
Dzięki takiemu podejściu, moje aktywa to maszynka do generowania pieniędzy. Mnie w zasadzie mało interesuje jaki jest kurs moich akcji dopóki płacą one przewidywalną dywidendę i dopóki mogę wystawiać na nie PUTy i CALLe no i oczywiście dopóki prowadzony przez nie biznes jest silny fundamentalnie. Bo ten ostatni czynnik jest dla mnie najważniejszy - spółka musi mieć dobre fundamenty, żeby interesował mnie jej zakup.
Co jakiś czas ulepszam swój system - tak np. od stycznia tego roku dodałem opcje na walutę. Różnicę w wynikach możecie zobaczyć na wykresie poniżej:
To samo dzieje się w drugą stronę. Chcąc sprzedać akcje (drożej niż kupiłem) oczekuję na sytuację drogich akcji i drogiego dolara. Żeby osiągnąć zarówno jedno jak i drugie, wystawiam opcje CALL na dolara i na akcje. Scenariusze są analogiczne jak przy opcjach PUT.
Zobaczmy, więc jak to działa. Zaczynam od PLNów i chcę kupić taniej niż na rynku dolary - wystawiam opcje PUT na USD/PLN i taniej niż na rynku akcje - opcje PUT na akcje. Póki nie zajdzie scenariusz w którym mam dość dolców na zakup akcji, póty roluję jedną lub drugą opcję. Oczywiście dopóki PLN jest tani (dolar drogi) premie zgarniam w złotych akumulując je tak aby móc wkrótce wystawiać pod nie opcje PUT na USDPLN (mając np. 3100 PLN mogę wystawić PUTa na 0.01 lota na USDPLN ze strajkiem 3.10 oraz opcję PUT na 100 akcji po 10$ i wciąż będę miał środki na 100% wartości obu zleceń, a dodatkowo dostanę dwie premie). Z drugiej strony, kiedy już kupię akcje za tanie dolary, zaczynam wystawiać opcje CALL wymuszając w pewnym momencie sprzedaż (droższych) akcji o ile PLN będzie droższy. Dopóki PLN jest w miarę drogi, premie z opcji CALL zgarniam w USD budując bazę pod opcje CALL na USD/PLN (wymuszając potencjalnie sprzedaż drogich dolarów za tańsze PLNy), co z kolei umożliwi mi sprzedaż opcji PUT na USD/PLN aby kupić dolara kiedy PLN się umocni, co z kolei umożliwi mi wystawienie opcji... itd. itp. Dołóżmy do tego, że dokładnie wiem ile się mogę spodziewać dywidendy w konkretnym miesiącu (w końcu to USA, a więc o ile spółka nie plajtuje, to raczej nie tnie dywidendy i co więcej płaci ją co kwartał [zazwyczaj]), a więc na wartość dywidendy mogę wystawić opcję CALL na USD/PLN. Np. jeżeli wiem, że za sierpień dostanę 1000 USD, to mogę sie zobowiązać wymienić je na rynku o ile USDPLN będzie powyżej np. 3.30. Jeżeli dolar będzie tańszy, to cała dywidenda zostaje w dolarze, a ja zgarniam premię (za opcję na 0.01 lota na USDPLN) plus wystawiam kolejnego CALLa, bądź przeznaczam tą dywidendę na wykonanie opcji PUT na jakieś akcje. Zobaczcie, że tu nie ma żadnego dodatkowego ryzyka. Z góry dostaję premię i w razie gdy dolar będzie drogi, to wymieniam dywidendy na PLNy, jak będzie tańszy lub na tym samym poziomie, to po prostu dostaję premię i wystawiam kolejną opcję. Jak dolar zdrożeje wystarczająco i wymienię go na złote, to a konto tych złotych wystawiam opcje PUT aby wymienić je po korzystniejszym kursie z powrotem na dolary, z myślą o tym, że te dolary wykorzystam na nabycie tańszych akcji itd. itp.
Dzięki takiemu podejściu, moje aktywa to maszynka do generowania pieniędzy. Mnie w zasadzie mało interesuje jaki jest kurs moich akcji dopóki płacą one przewidywalną dywidendę i dopóki mogę wystawiać na nie PUTy i CALLe no i oczywiście dopóki prowadzony przez nie biznes jest silny fundamentalnie. Bo ten ostatni czynnik jest dla mnie najważniejszy - spółka musi mieć dobre fundamenty, żeby interesował mnie jej zakup.
Co jakiś czas ulepszam swój system - tak np. od stycznia tego roku dodałem opcje na walutę. Różnicę w wynikach możecie zobaczyć na wykresie poniżej:
Jak widać, w ok 8 miesięcy wynik jest podobny do tego, jaki osiągnąłem przez 18 miesięcy wcześniej. Ryzyko wzrosło o ok 3% (przypominam, że ekspozycja przy opcji PUT na 0.01 l na USDPLN i na 100 akcji po 10 dolarów każda jest identyczna, jak przy dowolnej z tych pozycji z osobna). Oczywiście zarządzanie takim portfelem jest bardziej skomplikowane (dlatego z mozołem płodzę własne narzędzia) i dlatego też mam własny model ryzyka (znacznie bardziej restrykcyjny, niż te stosowane przez instytucje). Dlatego też na części pozycji z góry wystawiam opcje ITM (w zasadzie poza bardzo silną korektą wymuszam na tych pozycjach cashowanie), a część płynnych aktywów trzymam w polskich obligacjach korporacyjnych (celuję w ok 6% r/r), a część w amerykańskich (3-4% r/r) zamiast na lokatach. Zresztą dzięki temu będę wprowadzał kolejny element a więc opcje na stopy procentowe, ale o tym kiedy indziej. Artykuł siłą rzeczy jest dość ogólny, a i tak jest chyba najdłuższym wpisem w historii. Nie poruszyłem wielu kwestii no ale też nie chodziło mi o kompletny przewodnik, a raczej o zachęcenie Was do wielowymiarowej analizy własnego portfela i wyjście z pudełka o nazwie GPW. Mam nadzieję też, że odpowiedziałem przynajmniej w części na pytania Zbigiego. Nie zniechęcajcie się potencjalną złożonością takiego portfela (a nie poruszyłem w ogóle kwestii kontraktów CFD) w gruncie rzeczy on jest skomplikowany tylko na poszczególnych transakcjach. Generalne założenia są dość proste i ich kontrola nie zajmuje więcej niż kilka godzin w miesiącu. Jednocześnie w tak skonstruowanym portfelu jest sporo mechanizmów zabezpieczających przed gwałtowną korektą (np. wspomniane opcje ITM, oraz wzajemnie wykluczające się scenariusze na PUTach i CALLach). Wbudowane zasady wymuszające cashowanie prowadzą do tego, że czarny scenariusz opisywany w poprzednim wpisie rzeczywiście jest tym najgorszym spodziewanym. Oczywiście nic nie jest w stanie zabezpieczyć nas przed jakąś wesołą bombką zrzuconą na siedziby naszych spółek. No ale oczywiście rozpatrywanie takich scenariuszy jest równie sensowne, jak ubezpieczanie się przed śmiercią od uderzenia odłamka meteorytu.
Hej Bartku,
OdpowiedzUsuńogólnie podejście można pojąć, choć trudno wyjaśnić wszystkie detale tak na sucho.
A tak skoro mowa o instrumentach z USA, tanie KBC się zwinęło, to gdzie teraz najlepiej te wszystkie operacje wykonywać?
Bartku, wielkie dzięki za świetny wpis. Chociaż nie wykracza on poza podstawowe informacje o opcjach, to przyznam, że wymaga trochę samozaparcia (i przynajmniej dwóch czytań ;)) żeby go strawić, ale zdecydowanie warto.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że czytając Twoje wpisy robi mi się coraz bardziej smutno, że inwestuję na rynku, na którym nie ma nawet opcji na akcje, a liczbę spółek wprowadzających i konsekwentnie realizujących politykę dywidendową, można policzyć na palcach jednej ręki. Trudno w takich warunkach mówić o wielowymiarowości portfela konstruowanego w oparciu o instrumenty z GPW, a zakładam, że większość czytelników Twojego bloga inwestuje właśnie na giełdzie warszawskiej.
Ale żeby za dużo nie narzekać, zachęcam Cię do dalszego pisania podobnych artykułów, bo świetnie pokazują jak można wykorzystać wszelkiego rodzaju ryzyka do pracy na korzyść inwestora. Szczególnie podoba mi się idea konstruowania automatycznych mechanizmów hedgingowych (które, co najważniejsze, nie są kosztowne ani gotówkochłonne), bo market-timing wychodzi mi raczej kiepsko ;).
Zastanawiam się coraz bardziej nad wejściem na rynek amerykański, ale dopóki ktoś nie zasypie dziury po KBC i nie przedstawi dobrej oferty, pozostaje mi szukać wielowymiarowości w pudełku o nazwie GPW ;)
Pozdrawiam
Hej ! Bardzo fajny wpis, w sumie wykładasz wszystko na tacy tymi wpisami a post wyżej użytkownik pyta o szkolenia.. mam wiele pytań, zacznę od.. czemu przesuwasz akurat o 15st ?
OdpowiedzUsuńZdrówka dużo ! ! !